á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Powieść czyta się bardzo dobrze. Narracja rowadzona jest w dwóch płaszczyznach - z perspektywy głównej bohaterki (która jest leniwą kombinatorką z niewyparzoną buźką, ale i tak wzbudza sympatię) oraz na zasadzie retrospekcji. To sprawia, że od książki trudno się oderwać - z zaciekawieniem śledzimy co wydarzy się w kolejnej odsłonie, jakie skrywane tajemnice wyjdą na jaw, kim tak na prawdę byli członkowie rodziny Day'ów i jak wyglądało ich życie ao.
Libby Day zdecydowanie do takich atybohaterów się zalicza. Jest ofiarą, jedyną ocalała z morderstwa całej swojej rodziny. Nie pragnie zemsty, odwetu, jest pogodzona z życiem, bierna i antypatyczna. Początkowo traktowałam Libby jak pasożyta, typ roszczeniowy i chciwy, który wykorzystuje swoją pozycję ofiary. (...) Ma 31 lat, a nadal wykorzystuje tragedię sprzed lat, żyjąc tylko z datków. Poddała się, nie chcąc ruszyć dalej ze swoim życiem. Nawet zmiana w jej postawie jaka dokonała się pod wpływem Klubu Zbrodni odebrałam negatywnie, bo wynikała z chęci zysku. Stopniowo jednak, jak bohaterka składała puzzle swojej przeszłości i tamtych wydarzeń jawi się jako jedyna uczciwa bohaterka w powieści, dla której nie ma znaczenia kto zabił, ale jaka jest prawda. Libby Day to postać która budzi skrajne emocje, jednocześnie współczuje się jej, nienawidzi i kibicuje by udało jej się odkryć kto zniszczył jej życie. Czy wzbudza sympatię? Szczerze nie wiem, niewątpliwie fascynuje.
Historia Bena to tak naprawdę jego dziewczyny Diondry. Piękna, bogata, pozbawiona empatii i jakichkolwiek granic moralnych. Dla mnie to wcielenie zła. Destruktorka, który niszczy wszystko na swojej drodze, szczególnie ludzi, którzy ją kochają. Dla Bena, który pochodzi z biednej rodziny, Diondra to kompletnie inny świat i szczyt marzeń. Ich związkowi daleko jest do wyobrażeń o romantycznej nastoletniej miłości. To dziwna mieszanka miłości, nienawiści, upokorzeń. Diondra jest postacią interesującą, bo wszystko co o niej wiemy to wyłącznie relacje Bena, a potem Libby.
Skojarzenie Diondry z Amy z "Zaginionej dziewczyny" nasunęło mi się samo. Mogłyby być siostrami.
Akcja powieści toczy się dwutorowo. Oprócz relacji z perspektywy Libby, poznajemy wydarzenia z przeszłości, które opowiadają kolejne osoby tragedii jaka miała miejsce: mamy Libby, Patty Day, oraz Ben. Perspektywa, a raczej jej zmiany i spojrzenie na te same wydarzenia z różnych punktów widzenia to coś w czym Flynn osiągnęła mistrzostwo. Autorka pokazuje w jak prosty sposób można zmanipulować pamięć dziecka, że Libby jako dziecko nie musiała kłamać, mogła po prostu się pomylić.
W "Mrocznym zakątku" każdy nosi jakąś maskę, a Flynn doskonale zdziera je, ukazując prawdziwe twarze bohaterów.
Autorka w powieści porusza kilka istotnych tematów. Demaskuje egoizm, stereotypy religijne, podziały społeczne. Wyśmiewa kult zbrodni, z której często powstaje coś w rodzaju serialu rozrywkowego oraz wyszydza kult mordercy, wyśmiewając przy okazji naiwność kobiet piszących do skazańców traktując to jak społeczną misję. Ważny jest również temat miłości matczynej i ile matka jest gotowa poświęcić dla dobra swoich dzieci, jednak tutaj matczyne poświęcenie osiąga zupełnie nowy i nieznany dotąd wymiar.
Powieść jest świetnie skonstruowana. Prosty język, niesamowity styl, do tego gra na emocjach czytelnika, którą autorka opanowała do perfekcji. Atmosfera jest mroczna i świetnie oddaje okrutną historię przedstawioną w powieści. Fabuła wciąga, czytając wiedziałam, że będzie to historia bez happy endu, bo żadne rozwiązanie i kroki podjęte przez bohaterów nie zapewnią szczęśliwego zakończenia. Autorka stworzyła thriller psychologiczny z górnej półki.
Okropna, okrutna, ponura, ale bardzo dobra. Polecam.
Wybór padł ostatecznie na "Mroczny zakątek", bo mignął mi gdzieś trailer filmu i uznałam, że muszę koniecznie go obejrzeć, ale tak bez przeczytania książkowego pierwowzoru? (...) Gdzie tam, to nie po bożemu!
Książkę połknęłam w niecałe dwa dni. Przyznaję, wciągnęła mnie po całości. Uwielbiam motywy zbrodni z przeszłości i stopniowe dochodzenie do prawdy (pewnie dlatego jednym z moich ulubionych seriali kryminalnych - jeśli nie ulubionym - są "Cold Case"). Tutaj do zagadki dochodzi jeszcze mroczna aura satanizmu oraz - jak z czasem się przekonujemy - posądzania o pewne obrzydliwe zbrodnie.
Libby znienawidziłam już po pierwszych stronach i dopiero pod sam koniec książki zrehabilitowała się ona w moich oczach na tyle, że poczułam do niej nić sympatii. Ben to typ faceta, który nie rozbudza w czytelniku jakiś głębszych uczuć, ale szybko można zacząć mu współczuć. Podobnie jest z Patty, której ostateczna decyzja sprawia, że oczy trochę mokną, a dolna warga coś niebezpiecznie drży.
Rozwiązanie zagadki spodobało mi się tak w 80%. Nie wszystko bowiem mnie do siebie przekonało. Przede wszystkim rola Diondry w całej intrydze wydała mi się kosmicznie przekombinowana. Niemniej jednak w ostatecznym rozrachunku wszystko układa się w klawą całość i nawet wątki, które początkowo wydają się totalnie nieważne nabierają arcyistotnego przekazu w ostaniach rozdziałach.
Polecam!